sobota, 13 września 2014

Rozmyślania

Kiedy zaczynałam biegać myślałam, że to będzie czas na przemyślenia, na kreatywność, wyszukiwanie nowych rozwiązań, uporządkowanie myśli...


czwartek, 11 września 2014

Wrześniowe śniadania

W końcu przyszedł wrzesień, a z nim pełnia warzyw i owoców.
Codziennie wybieram się na targowisko, żeby tylko popatrzeć, a później wracam z pełnymi torbami pełnymi kolorowych pomidorów, jabłek, śliwek, owoców jagodowych, kalarepki, kalafiora, dyni...

W domu przerabiam je na przetwory, dodaje do obiadu, chrupię w ciągu dnia i przede wszystkim komponuję śniadania. Bo w końcu właśnie rano porcja witamin daje nam największego kopa. 
Lubię śniadania na słodko, ale nawet jeśli czasem od tego odchodzę, to we wrześniu, do śniadania musi być owoc.

Poniżej kilka moich energetycznych śniadań na dzień dobry!


czwartek, 4 września 2014

Wkurwa, po BMW Półmaratonie Praskim

O tym, że wściekłość w narodzie jest wielka nie trzeba chyba nikogo przekonywać.  Bo człowiek (Polak) zawsze marudzi i się wścieka. A to, że za gorąco, że słońce świeci, albo zimno, że ktoś krzywo spojrzał, że zupa za słona, a na jedzenie w restauracji, za długo się czeka. Są wkurwy na drodze, oddzielna kategoria o której można by wielotomowe powieści pisać, te w domu i pracy. W każdej sytuacji można znaleźć taką stronę, która człowieka doprowadzi do wściekłości i podniesie poziom agresji… Może w dobie konsumpcjonizmu rzucanie mięsem czy tłuczenie talerzy wydaje się drogą do lepszego jutra?


Przez pewien czas myślałam, że biegaczy to nie dotyczy. Wydawać by się mogło, że jaramy się tymi endorfinami i jeśli już przychodzi jakaś nieciekawa sytuacja, szybko szukamy dobrej strony odrzucając tą złą. A jednak! Po ostatnim półmaratonie w Warszawie trochę (bo wciąż jestem idealistką) zmieniłam zdanie.

wtorek, 2 września 2014

Sierpniowe przyjemności

W sierpniu biegłam po formę. Ilość przebiegniętych kilometrów w tym miesiącu zaczęła przypominać wyniki maratończyka. W sierpniu osiągnęłam rekord biegowy. W pogodę i niepogodę, przebiegłam w sumie 300 km. Niby to powinno sprawić, że spokojnie będę myśleć o maratonie, ale tak naprawdę nic nie jest pewne.