wtorek, 2 września 2014

Sierpniowe przyjemności

W sierpniu biegłam po formę. Ilość przebiegniętych kilometrów w tym miesiącu zaczęła przypominać wyniki maratończyka. W sierpniu osiągnęłam rekord biegowy. W pogodę i niepogodę, przebiegłam w sumie 300 km. Niby to powinno sprawić, że spokojnie będę myśleć o maratonie, ale tak naprawdę nic nie jest pewne.


W sierpniu biegłam po regenerację. I tak też opaski kompresyjne stały się moim towarzyszem po długim wybieganiu, a książką czytana na balkonie w ciepłe jeszcze dni, stała się przyjemnym rytuałem, który kontemplowałam...


Podczas godzin biegu umilałam sobie czas audiobookami. W sierpniu praktycznie odzwyczaiłam się od muzyki podczas treningu. Pochłonęłam 3 audiobooki, motywowały mnie do biegania bo nie mogłam doczekać się co dalej...

W sierpniu biegałam po świeże owoce. Solidarnie zajadałam się jabłkami. Chrupiąc je w pracy, na rowerze (którego w sierpniu było stanowczo za mało), wyciskając, dodając do racuszków czy ciasta...


Na straganie kupowałam maliny, ostatnie jagody i borówki, które pałaszowałam z miską płatków, plackami dodawałam do twarożku, jogurtu greckiego czy do lodów. Ciesząc się z ich napełnionego słońcem smaku.


I miksowałam je na przeróżne sposoby...


W sierpniu biegałam zbierając pierwsze, czerwone pomidorki, które dojrzewały na moim balkonie. Taka mała roślina, a daje tyle radości!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz