Gdy kupiłam bilety na lot do Japonii byłam tak podekscytowana, że całkiem straciłam głowę. Postanowiłam, że konieczne muszę wziąć tam udział w jakimś biegu.
Było ich bez liku, ale przejście przez barierę rejestracji okazało się niemałym kłopotem.
Konieczne było podanie imienia i nazwiska w języku japońskim (kanji).
Japońskiego adresu, telefonu oraz najlepiej Japończyk, który zagwarantuje naszą poprawność.
(Teraz już trochę wiem jak to obejść, służę pomocą w razie potrzeby).
Japońskiego adresu, telefonu oraz najlepiej Japończyk, który zagwarantuje naszą poprawność.
(Teraz już trochę wiem jak to obejść, służę pomocą w razie potrzeby).
Po wielu próbach udało mi się natrafić na bieg w Tokio, który mimo jedynie japońskiej strony, miał przystępniejszą rejestrację.
Do tego odbywał się w samym centrum Tokio, wokół tajemniczego Pałacu Cesarskiego i jego ogrodów!
Do tego odbywał się w samym centrum Tokio, wokół tajemniczego Pałacu Cesarskiego i jego ogrodów!
standardowy ruch pieszy na trasie (a tylko tu była szeroka, w 95% był wąski 2m chodnik) |
Bieg był bardzo kameralny. Brało w nim udział kilkaset biegaczy. Jednak osób po stronie organizatora było całkiem sporo i każdy miał przydzielone szczególne funkcje, zupełnie "niezbędne" (np. takie jak wskazywanie po której stronie drogi należy biec... typowo japońskie)
tego dnia odbywały się biegi na dystansie 5 i 10 km (i na linie startu, po zaledwie 2 dniach chodzenia i 3 nieprzespanych nocach, żałowałam, że nie zdecydowałam się na ten krótszy dystans).
Pakiety należało odebrać w biurze zawodów ulokowanym blisko stacji metra, ale mimo dość dobrych wskazówek, wpadłam do niego dosłownie w ostatniej chwili. Po kilku ukłonach i nieśmiałych uśmiechach odebrałam pakiet składający się z izotonika, żelu energetycznego oraz 2 numerów startowych (jeden na przód drugi na tył). Koszt pakietu był nie mały bo ok 100 PLN.
Miejsce startu oddalone było kawałek od biura zawodów. Kiedy bezproblemowo tam dotarliśmy, trwały właśnie jakieś ogłoszenia organizacyjne (oczywiście kompletnie niezrozumiałe), a później odbyła się rozgrzewka (dość statyczna - żadnych fitnesowych podskoków, tak popularnych w Polsce ;) ). Wszyscy przykładnie naśladowali instruktorkę.
Start biegu na 10 km odbył się jako pierwszy o godzinie 9.30. Chwilę potem startowali zawodnicy na 5km.
Trasa to były dwie 5 kilometrowe pętle, które prowadziły po chodnikach, na których odbywał się normalny ruch pieszy i rowerowy. Mnóstwo grup biegowych, dzieci... Naprawdę utrzymanie tam tempa było nie lada osiągnięciem. Były też 2 spore podbiegi i analogicznie 2 bardziej strome zbiegi.
Na każdym kilometrze stał wolontariusz z tabliczką informującą o zmianie numeru.
Na 2/7 km stał Pan z wodą, którą samemu należało nalać sobie do kubka, a następnie kubek ten oddać temu Panu.
Podobna sytuacja była na 5km/mecie. Wywołałam niemałe poruszenie chwytając kubek z wodą i biegnąc dalej (na szczęście oddałam go mojemu kibicowi)...
Był też fotograf (zdjęcia z biegu) i kilku kibiców, którzy zachowywali się dość powściągliwie (jak na Japończyków przystało).
Wbiegając na metę okazało się, że dobiegłam jako 3 kobieta! Medali nie było. Nie jest to popularne w Japonii. Japończycy nie lubią niepotrzebnych rzeczy, w ich malych mieszkaniach nie ma za dużo miejsca.
Zupełnie się tego nie spodziewałam i było to moje pierwsze "pudło".
Wręczenie nagród odbywało się w biurze zawodów wśród wielu pokłonów i kilku oklasków. Zdecydowanie niezapomniane przeżycie :)!
Ten bieg doskonale przedstawia Japonię, doskonale zorganizowane, bez zbędnego przepychu, bez niepotrzebnych rzeczy, mnóstwo osób zaangażowanych w organizację, po zawodach porządek (bez porozrzucanych śmieci, kubków, tubek żeli).
Jako wyróżnienie pierwsza trójka dostała małe prezenty (ponownie żel i izotonik) oraz dyplom/medal w formie identyfikatora!
Bieg w Japonii to było niesamowite przeżycie, zupełnie inne niż bieg na europejskim kontynencie.
Zaskoczeń było całkiem sporo i wspominać na pewno nie będę tylko asfaltu!
Bardzo chciałabym przebiec kiedyś maraton w Tokio... kiedyś... ;)
Bardzo lubię czytać relacje z zagranicznych biegów, bo niby ta sama impreza, a często zorganizowana nieco inaczej. Najbardziej zaskoczył mnie punkt z woda i naturalnie wyznaczona linia startu :D W jaki sposób odbywał się pomiar czasu?
OdpowiedzUsuńSama do tej pory za granica biegłam tylko raz, na biegu parkrun i mogłoby się wydawać, że bieg ten sam, a jednak różnice były (głównie w kulturze).
Gratulacje 3 miejsca, to świetna pamiątka! :)
Dzięki :)
OdpowiedzUsuńA właśnie z tym pomiarem czasu też było szaleństwo!
Nie było chipów ale był Pan (właściwie cała grupa sędziów), który stał na mecie i wpisywał w specjalnym "kalkulatorze" z drukarką kiedy ktoś przebiegał linię mety :)
myślę, że na większych biegach jest to podobnie jak u nas, ale tu wszystko odbywało się bardzo tradycyjnie ;)
Japonia to przedziwny kraj, jestem zaskoczona organizacją biegu. Wygląda to trochę tak jakby cieszył ich sam fakt przebiegnięcia trasy :). Zazdroszczę ci tej wycieczki, mam nadzieje, że kiedyś uda mi się odwiedzić Japonię :)
OdpowiedzUsuń