I przyszło lato, kapryśne marudne, ale jak dla mnie idealne do biegania.
Bez problemu mogę wychodzić biegać, kiedy mam tylko ochotę, ciesząc się najbardziej z długich jasnych wieczorów, które smakują tak dobrze :).
Lato to już dla mnie po raz 3 czas treningów do jesiennego maratonu.
Regularne bieganie weszło mi w nawyk i nie potrzebuję żadnych startów, żeby podtrzymać motywację. Chociaż wizja zbliżającego się maratonu powoli zaczyna wypalać piętno w mojej motywacji. Bo już teraz muszę, nie tylko chce, teraz to powinnam.
A ja nie lubię tak na siłę, pod przymusem, wtedy wolę wskoczyć na rower, pojechać w długą podróż, zaszyć się gdzieś w górach...
Nudzą mi się dobrze obiegane ścieżki, ulubiona koszulka zaczyna ocierać, a buty do biegania przestają być takie wygodne. Taka buntownicza natura...
Dlatego muszę walczyć, stawiać sobie małe cele, obiecywać nagrody za ich realizację.
Wtedy powinno być łatwiej :).
A może... to też strach przed porażką, przed przegraną, może to coś słabego we mnie mówi przestań, nie dasz rady, nie masz tyle siły...
Nie mogę pozwolić sobie upaść!
Maraton to tylko kilometry! Prawdziwa walka, to walka z samym sobą, którą przez najbliższe 3 miesiące mam zamiar toczyć i wygrać ją 27 września!
A jakie Wy macie plany na lato?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz