wtorek, 5 sierpnia 2014

Lipcowe przyjemności

W lipcu biegałam z uśmiechem na twarzy... pokonywane kilometry wchodziły lekko, czy te w wąskich uliczkach Barcelony, czy te na słonecznych podbiegach Chorwacji, czy też te na lokalnych dobrze znanych trasach...



W sumie wyszło 227 km, mniej niż zakładał plan, ale w granicach rozsądku... w sierpniu będę dla siebie mniej wyrozumiała ;)

Biegałam ścigając się z czasem, bo to obowiązki, bo praca, bo rodzina, bo znajomi... to był bardzo dobry miesiąc. Chyba lato i długie dni pozwalają na takie rozplanowanie dnia, że można w nim zrobić znacznie więcej niż w miesiącach zimowych!

W lipcu na rowerze okrążyłam Śniardwy, kiedy opaliłam się na tank top girl :), spałam w namiocie i planowałam kolejne rowerowe podboje, żałując, że lato trwa tak krótko!


W lipcu zajadałam się mnóstwem sezonowych owoców - jagody, maliny, porzeczki, borówki! Takie polskie, takie smaczne, takie zdrowe!


A te mazurskie zrywane własnoręcznie z krzaczka smakowały tak słodko...




W lipcu też zachwycałam się egzotycznymi owocami, drzewami fig z młodymi owocami, które u nas wciąż są towarem deficytowym...


W lipcu też biegałam, żeby oglądać zachód słońca, które leniwie żegnało się ze mną chowając się za bloki, pola, jeziora, morze...




1 komentarz: