czwartek, 5 marca 2015

Lutowe przyjemności (2)

W tym roku luty minął mi niesamowicie szybko.
Ledwo się zaczął, a już marzec zagościł się na dobre.

Luty był bardzo niestabilnym miesiącem - wyjazd do Barcelony, później przeziębienie, a na koniec wypad do Rzymu... Wszystko to nie pozwoliło na realizację zaplanowanego planu treningowego...
Udało mi się mimo wszystko całkiem sporo przebiec, więc nie mogę mocno narzekać. 

Udało się też zrealizować kilka treningów jakościowych, które są dla mnie złem koniecznym, ale faktycznie widać po nich wzrost formy... więc czasem udaje mi się bardziej zmęczyć ;)


Ścieżki biegowe były tak różnorodne, że biegowej nudy nie brakowało.
Super biegało się gdy temperatura sięgała ponad +15C!

No i ukochane podróże! Uwielbiam biegać w nowych miejscach, ale z reguły są to spokojne biegi na orientację ;). Ulice dużych miast z reguły nie są przychylne biegaczom (gąszcz świateł, intensywny ruch uliczny oraz pieszy, wąskie chodniki...), dlatego z przyjemnością wracałam do swoich dobrze znanych warszawskich ścieżek.

Luty nie przyniósł konsekwencji w moim jogowaniu czy zdrowym jedzeniu... ale już się skończył. Książka się zamknęła i trzeba walczyć w nowym miesiącu!
A on będzie pełen wyzwań i startów... i mam nadzieję wiosny!

2 komentarze:

  1. Czyli to jakaś taka ogólna tendencja, że luty nie jest zwyczajnym miesiącem treningowym...

    OdpowiedzUsuń
  2. tęsknie za motywacją styczniową, jakoś nawet w marcu nie udaje mi się jej odnaleźć :/

    OdpowiedzUsuń