czwartek, 2 października 2014

Wrześniowe przyjemności

No i liście zaczęły spadać z drzew...


Krótkie spodenki czas zmienić na trochę dłuższe leginsy, odkurzyć bluzy i koszulki z długim rękawem.

A wrzesień jednak rozpoczęłam jeszcze całkiem letnie. We Francji spacerując brzegiem morza czy biegnąc miejską promenadą. We wrześniu biegłam, nie myśląc o jesieni. Wciąż ciesząc się latem i słońcem muskającym twarz :)


We wrześniu zajadałam się pieczoną papryką i pomidorami, które wrzucałam do zupy, zamykałam w słoiki na zimę, jadłam w sałatkach czy na kanapkach. We wrześniu pracujący piekarnik w domu dawał mi uczucie błogości.


We wrześniu jadłam ostatnie lunche na balkonie. Mrużąc oczy przed ostrym słońcem i zadzierając wysoko nogi (co sprzyja ich regeneracji).


We wrześniu biegłam po świeże maliny. Tymi ze straganów i tymi prosto z krzaczka, zabezpieczając się w ten sposób przed przeziębieniem i przed startowym stresem.


We wrześniu biegłam po radość biegania w grupie przez 42,195 km. To było doświadczenie dające mnóstwo pozytywnej energii, a jednocześnie mocno poniewierające :). Moje stopy paliły na linii mety jak przypalane, a nogi dwa dni dochodziły do pełni sprawności. Ale ból był chwilowy, a uwolniona radość i pozytywne wspomnienia pozostaną ze mną na długo :)!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz