środa, 1 października 2014

Metę na Narodowym! 36 Maraton Warszawski

Maraton biegnie się głową i nogami trochę też.
Człowiek przygotowuje się do niego kilometrami i miesiącami, śni o nim po nocach...
Głowę miałam naładowaną świetnie, nogi wydawałoby się, że też. Dlatego dzielnie wyruszyłam 28.09.2014 na linię startu.
Pierwsze kilometry były mieszanką ekscytacji, radości i ciągłego zerkania na zegarek czy nie biegnę za szybko. Emocje niosły mnie, więc oczywiście biegłam szybciej niż planowałam... eh błędy amatorów :).




Emocje niosły mnie do 23 km, kiedy nagle zapragnęłam zatrzymać się w toi toi, a potem wszystko jakby "pękło"... Nie mogłam już wbić się we wcześniejszy rytm, gdzieś uleciał ze mnie ten uśmiech na twarzy. Dzielnie walczyłam, aż pojawiła się ulica arbuzowa i podbieg. Na nim moja walka została całkowicie wyśmiana przez moje słabości. Nie szłam, a jak! Ciągle biegłam, a co prawda człapałam, bo tempo spadło znacząco i nawet po wybiegnięciu na pełen entuzjazmu Ursynów jakoś nie mogłam go odnaleźć.
Walczyłam tak ze sobą kilka kilometrów, aż w końcu ok 35 km, gdy radosny zespół na trasie wyśpiewywał "35 za Tobą zostało tylko 7" przywrócił mi tą zgubioną gdzieś radość. DZIĘKUJĘ! Przypomniało mi się, że przecież przygotowałam się do tego tyle czasu, tyle na to czekałam i biegło mi się jakoś tak lżej. I z uśmiechem na twarzy ruszyłam w dalszą drogę! Na metę wbiegłam z wielkim uśmiechem z czasem 4:10:01. Gorzej niż oczekiwałam przynajmniej o 10 minut, ale i tak byłam mega szczęśliwa :).

Maraton dla mnie, amatorki biegaczki - to mieszanina tylu emocji ekscytacji, radości, która czasem powoduje drapanie w gardle i łezkę w oku, złość, zniechęcenie, zniecierpliwienie, podniecenie....


Same zawody zorganizowane były wzorowo, Fundacja Maratonu Warszawskiego spisała się na 6! Dziękuję wszystkim wolontariuszom za pomoc i ciepłe słowo. Dziękuję kibicom! Za rok też chcę pobieć!

5 komentarzy: