czwartek, 13 listopada 2014

Życiówkę na Garda Trentino Half Marathon

Od dawna marzyłam o podróży nad jezioro Garda. Planując tegoroczne starty pomyślałam, ze wspaniale byłoby wystartować we Włoszech... przecież pasta party musi tam smakować najlepiej! Jakie było moje zdziwienie, kiedy natrafiłam na Garda Trentino Half Marathon. Termin pokrywał się z długim weekendem, więc nie zastanawiając się długo kupiłam bilety na lot ( a było to chyba w czerwcu :).


Z zapisami na bieg było trudniej. Nie działająca platforma do zapisów, długie oczekiwanie na potwierdzenia nadania numeru (około 3 tygodni od dosłania wszystkich dokumentów)... ale się udało.
I można było przyjechać i wyruszyć po odbiór pakietu startowego! Na terenie expo czekała niesamowita uczta! Strudel party, lokalne wedliny, sery, rosyjskie przysmaki (przygotowane przez grupę startującą w półmaratonie). Pakiet startowy również był niestandardowy :). Oczekiwałam w nim czapki, 3 par skarpetek, chipa, numeru startowego i kilku ulotek. Były tam, ale oprócz tego były też chrupki, czekolada, batoniki, galaretki, kawałek parmezanu, napój izotoniczny, woda, cytryna, herbatniki, magnes na lodówkę, herbata, przecier owocowy, a nawet śmietana!


Pod moim numerem znalazłam imię Frederico :) Taka mała wpadka 


Sam bieg budził we mnie trochę kontrowersji. Biuro zawodów w jednym miejscu, start w innym, meta jeszcze w innym. W teorii można by się pogubić, ale w tak małym miasteczku nie było to żadnym problem.

W niedzielę pogoda była doskonała: 14 C, pochmurnie, miejscami delikatna mżawka, słaby wiatr. Rozgrzewka i bieg wśród gór, naprawdę ciężko było skupić się na samym biegu.


Trasa dość płaska biegła w większości poza mieszkalnymi terenami wśród winnic, w otoczeniu gór, przy szumie górskiej rzeki. Trudno wyrazić w słowach jak przyjemnie się tam biegło!
Miejscami trasa była dość wąska, szczególnie w ciasnych uliczkach włoskich miasteczek, ale to też miało swój urok.


Końcówka biegła wzdłuż jeziora, a meta była na głównym rynku Riva del Garda. Ciągnęła się wzdłuż brzegu, w porcie, poprzez kilka malowniczych mostków, po krętych ścieżkach... tu ciężko było się skoncentrować na patrzenie pod nogi.


Cały bieg udało mi się utrzymać tempo i wbiec na metę z dobrym czasem 1:53:29. Nie spodziewałam się tak dobrego wyniku, dlatego cieszył mnie on niezmiernie!


Na mecie czekał bardzo zabawny medal :).


Oraz mnóstwo kibiców, biegaczy i entuzjastów biegania.


Na koniec, na pokrzepienie serc i żołądków czekała pasta party dla wszystkich miłośników biegania. Makaron, wina, herbata, regionalne przysmaki... można było biesiadować bardzo długo i w gwarnym gronie świętować udane zawody.


A na deser wyśmienity strudel! 


To były dla mnie zawody jak z bajki!
Szczerze polecam, jeśli kochacie góry, podróże, Włochy i bieganie - musicie tu pobiec!

8 komentarzy:

  1. Widok na jezioro robi piorunujące wrażenie! :D

    Dziękuję serdecznie za odwiedziny na moim blogu ;D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacyjna relacja, aż chce się tam pojechać i pobiec ;). Jeszcze raz gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  3. Taki bieg to na pewno świetna przygoda, też chciałabym pobiec we Włoszech w jakimś pięknym miejscu :)

    A ten meedal.. taki fajniutki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomnienia pozostaną na pewno na długo :) też już myślę na jakimś kolejnym włoskim biegiem ;)

      Usuń
  4. Moje marzenie! Chcę!!! Pięknie. Gratuluję życiówki i cudownych przeżyć

    OdpowiedzUsuń