środa, 16 kwietnia 2014

10 km na OWM

Emocje dawno już opadły! Ostatnie dni były przepełnione obowiązkami zawodowymi, ale w końcu znalazłam chwilę na moją relację z Orlen Warsaw Maraton.
Impreza była bardzo przyjemna. Mimo naprawdę dużej ilości startujących wszystko przebiegało sprawnie. Organizacja imprezy prawidłowa, miasteczko biegacza zorganizowane super - mnóstwo przebieralni, łatwo dostępne depozyty, duża ilość życzących powodzenia wolontariuszy :)


miejsce na odpoczynek i relaks... tylko kto by się przed startem relaksował ;), trzeba się rozgrzewać! No i przyjemne otoczenie!

Pogoda zapowiadała się znakomicie więc przeklinałam prognozy, które zapowiadały zachmurzenie i temperaturę kilku stopni... Już na starcie czułam, że jest mi gorąco :). Spotkałam paru dawno niewidzianych znajomych, których nigdy nie podejrzewałam o bieganie! Bieganie łączy coraz więcej osób!

Ustawiłam się w odpowiedniej strefie... daleko od linii startu. Po jednej stronie ulicy zawodnicy na 10 km, a po drugiej maratończycy. Nie dość że biegli obok nas to biegli też nad nami!


Zaskoczył mnie trochę start, a własciwie długie wypatrywanie linii startu (start podzielony był na start honorowy i start właściwy), ale udało się ją przebiec :)
Niestety przy takiej wielkości imprezach biegowych zawsze jest podobnie. Ludzie nie ustawiają się w odpowiednich strefach biegowych i pierwszy kilometr z reguły jest związany z wyprzedzaniem. Organizator bardzo dobrze oznaczył strefy, czas w klasyfikacji podawany jest przecież netto i byli nawet peacemakerzy! A i tak przez pierwszy kilometr musiałam wyprzedzić setki osób... Na pewno wszystkim nam byłoby milej gdybyśmy mogli biec własnym tempem, nie przepychając się wzajemnie, nie trącając łokciami... 

Trasa biegu była naprawdę przyjemna, trochę podbiegów - w tym sławny na Sanguszki, bieg Krakowskim Przedmieściem  oraz mega stromy zbieg Tamką! Super było trochę popopuścić tam hamulca!


Ostatnie 2 km pokrywały się z trasą maratonu. Fajnie było zobaczyć punkt odżywczy elity maratonu z podpisanymi bidonami :) oraz oznakowania trasy maratońskiej (chciałabym się tak dobrze fizycznie czuć na 41 km jak wtedy ;)!

Wbieg na metę był naprawdę emocjonujący. Tłumy kibiców, mnóstwo kolorów i dźwięków!


Jedynym minusem był czas za linią mety, kiedy tłumy ludzi przepychają się w popłochu po wodę, izotonik, medal... Nie wiem dlaczego nie ustawiane są jak w innych krajach specjalne przejścia, które zdecydowanie usprawniają przepływ ludzi, z pewnością byłoby to wygodniejsze. 

Ale cała impreza była na 5. Organizator spisał się doskonale. Medale były bardzo ładne i dumnie nosiłam swój na piersi cały dzień :)


A najwspanialsze było to, że mogliśmy oglądać zwycięzców maratonu, którzy dosłownie chwilę (ok 30 minut) po tych najwytrwalszych wbiegali na metę! Nigdy tego nie widziałam i powiem Wam warto! To naprawdę inspiruje! Maraton to dopiero walka!

Gratuluję wszystkim, którzy ukończyli (szczególnie pierwszy raz) bieg na 10 km mam nadzieję, że spędziliście miło czas i, że zobaczymy się jeszcze nieraz na starcie i mecie :)!


1 komentarz:

  1. W zeszłym roku debiutowałam na Orlenie na 10 km, w tym był debiut maratoński - i za każdym razem jestem pozytywnie zaskoczona organizacją :)

    OdpowiedzUsuń