W czerwcu biegałam w poszukiwaniu gwiazd, które sprytnie ukrywały się w promieniach słońca. Dni trwały bez końca i bardzo leniwie ustępowały nadchodzącej nocy. Mimo, że w tym roku czerwcowe dni były dość kapryśne to i tak nie dało się z nich nie cieszyć!
Po wieczornych treningach mogłam relaksować się na balkonie, popijając chłodne koktajle z takimi widokami nieba!
W czerwcu biegałam po biegowe podróże. Biegałam nad morzem i u podnóża gór, czy po Parku Śląskim. Motywowało to znacznie bardziej niż standardowe bieganie po dobrze znanych warszawskich trasach. Dobrze czasem mieć odmianę!
W czerwcu biegałam po formę, po zwiększanie wydolności tlenowej... Plany na koniec lata/początek jesieni są ambitne dlatego czas ruszyć z przygotowaniami.
Mimo znacznego zwiększenia dystansu, nie czułam dużego zmęczenia, a nawet lekki niedosyt :).
Na koniec udało mi się w trudnych warunkach wywalczyć życiówkę, zarówno w biegu na 5 i 10 km!
Udało się znaleźć czas na rower, który w lato pasuje najbardziej! Traktuje go jednak jako czystą frajdę, bo nie można we wszystkim stawiać sobie wygórowanych wyzwań (przynajmniej na razie ;).
Wyniki czerwcowej aktywności stawiają poprzeczkę bardzo wysoko i już żałuję, że napięty grafik w lipcu uniemożliwi mi pobicie tego wyniku :). A udało mi się przebyć 416 km w tym 211 w biegu.
W czerwcu biegałam po sezonowe owoce : truskawki, czereśnie, jagody... a nawet zrywane z krzaczka poziomki. Czysta radość!
Dużo też jeździłam. Polska w czerwcu jest naprawde piękna. Przydrożne maki, zielone pola, dojrzewające zboża.... warto ją zwiedzać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz