środa, 19 lutego 2014

Medal z Półmaratonu w Barcelonie

Półmaraton w Barcelonie był wyjątkowy. To właśnie na nim Florence Kilagat poprawiła o 38 sekund poprzedni rekord świata kobiet w półmaratonie, uzyskując rezultat 1:05.12! Wielkie gratulacje dla tak znakomitego wyniku.

Mój czas zdecydowanie odbiegał od wyniku zwyciężczyni, jednak było to spowodowane wieloma względami zdrowotno-pracowymi. Moim celem było ukończenie dystansu równym tempem i podziwianie widoków :) oraz chłonięcie atmosfery pierwszych zawodów za granicą.

Organizacja całej imprezy była bardzo sprawna. Wszystko było intuicyjne i w żadnym momencie nie miałam wątpliwości gdzie mam iść oraz co zrobić. Wszystko też było opisane na stronie internetowej. Nie było tu nic niepotrzebnego.


Pakiet odebrałam w sobotę, bez kolejek bez tłumów mimo, że zgłoszonych było ponad 14 tysięcy osób! W jednym okienku odebrałam numer startowy wraz z chipem, a w innym koszulkę wraz z garścią ulotek :). Porównując do krajowych imprez, pakiet był dość skromny, żadnych ulotek dotyczących biegu, mapek, zniżek. Jedynie koszulka, żel energetyczny oraz 3 bądź 4 ulotki. Sponsorów imprezy było sporo, jednak głównym była marka Kalenji (znana z sieci sklepów Decatlon) i tylko oni mieli małe stoisko w biurze zawodów.

Start zawodów zaplanowany był na 8.45 w niedzielę, a maksymalny czas na ukończenie biegu to 11.30. Linia startu i mety była w tym samym miejscu w okolicach Łuku Triumfalnego oraz parku - Parque de la Citudadela, gdzie pod palmami, rozgrzewały się tłumy biegaczy.


Na start biegu zaplanowano 5 stref czasowych. Oddzielone były od siebie bramkami i oznaczone kolorowymi balonikami (dla łatwiejszego znalezienia swojej strefy). W każdej z nich było pilnowane przez wolontariusza wejście, który sprawdzał czy wszyscy przestrzegają koloru swojej zadeklarowanej strefy czasowej. Było to bardzo wygodne, bo na początku startu nie musiałam wyprzedzać tłumów, czy też nie czułam przeciskających się "sprinterów.
Każda strefa startowała oddzielnie i każdą (oprócz pierwszej) do linii startu prowadzili wolontariusze oddzielający biegaczy, zbierający barierki. I wreszcie odbył się entuzjastyczny start z konfetti i po prawie 14 minutach od pierwszego wystrzału (które minęły niczym kilka sekund), można było ruszyć z kopyta!
 


Trasa półmaratonu, nie była bardzo malownicza, nie prowadziła obok najciekawszych i najładniejszych miejsc w Barcelonie, jednak była przyjemna, a szczególnie początek  i końcówka, które prowadziły wzdłuż brzegu morza. Zaskoczyło mnie to jak była płaska. Było na niej kilka niedużych podbiegów, jednak znając Barcelonę byłam zaskoczona jak można zrobić tak szybką trasę w tym pofalowanym mieście.

Niestety kibiców na trasie wykrzykujących "Venga, venga" nie było tak dużo jak np. w Warszawie. Większość z nich skoncentrowana była w okolicy startu. Bardzo budujący był 8 kilometr (okolice łuku), kiedy kibiców było naprawdę sporo oraz meta z tłumem kibiców. Wśród kibiców udało się nawet wypatrzeć takich, którzy obserowali biegaczy z wysokości :).


Za metą organizatorzy zapewnili nam dobre 5 minut marszu, bardzo dobre na schłodzenie mięśni :). Najpierw dostaliśmy powera i wodę. Wolontariusze ustawieni byli przy specjalnych bramkach, także nie było mowy o przepychaniu, wciskaniu itp. Szło to bardzo sprawnie. Następnie była strefa zdejmowania chipów. Kolejne bramki z medalami oraz stoły z mandarynkami (bardzo kwaśnymi) i bananami. Było to bardzo wygodne i żałuję, że u nas trzeba się trochę porozglądać i poprzeciskać.
Medal był niewielki, ale bardzo ładny. Na rewersie medalu znajduje się miejsce na wygrawerowanie imienia oraz uzyskanego wyniku.


No i ta radość po biegu! Tysiące osób i mnóstwo endorfin. Polecam wszystkim spróbować startu w innym mieście, za granicą, w innej imprezie niż zazwyczaj - daje to mnóstwo świeżej radości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz