W styczniu biegałam też po to trudne do opisania uczucie w mroźne dni, kiedy powietrze rumieni policzki, płuca napełniają się gęstym, zimnym powietrzem, a głowa radością... Wypatrywałam wtedy niestrudzone maluchy, ubrane w kolorowe kombinezony, szalejące na sankach, lepiące bałwana, uciekające przed śnieżnymi kulami, którym to podszczypywanie mrozu wcale nie przeszkadzało...
W styczniu biegłam w poszukiwaniu ostatnich promieni słońca, wciąż wydłużających się dni. Z radością patrzyłam na przesuwające się wskazówki zegara, które też powoli odsuwały moment nadejścia zmroku. A rankiem pełnym entuzjazmem witały słońce coraz wcześniej i wcześniej.
W styczniu biegłam rozmyślając o nagrodzie w postaci ciepłego kakao i garści prażonych orzechów, które krzepiły i przyjemnie rozgrzewały po zimnym dniu. Dodając błogości wciąż jeszcze długim i ciemnym wieczorom spędzonym w miekkim kocu z ciekawą książką...
Biegałam po to wszystko, bo po prostu daje mi to radość...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz