środa, 5 lutego 2014

Styczniowe przyjemności

W styczniu biegałam po świeżym śniegu, który przyjemnie ubijała się pod stopami dając mi uczucie odkrywcy, zdobywcy, podróżnika.  Ostatnio w radiu usłyszałam, że ktoś, kto marzy o nieznanych lądach jest oderwany od rzeczywistości... to prawda. W dzisiejszym świecie nie ma nic do ukrycia. Kamery dotarły do każdego zakątku ziemi filmując, fotografując, odkrywając nowy gatunek... Ale my wciąż możemy przecież poszukiwać czegoś nowego, przez nas nieodkrytego, przez nikogo nieosiągniętego...



W styczniu biegałam też po to trudne do opisania uczucie w mroźne dni, kiedy powietrze rumieni policzki, płuca napełniają się gęstym, zimnym powietrzem, a głowa radością... Wypatrywałam wtedy niestrudzone maluchy, ubrane w kolorowe kombinezony, szalejące na sankach, lepiące bałwana, uciekające przed śnieżnymi kulami, którym to podszczypywanie mrozu wcale nie przeszkadzało...
W styczniu biegłam w poszukiwaniu ostatnich promieni słońca, wciąż wydłużających się dni. Z radością patrzyłam na przesuwające się wskazówki zegara, które też powoli odsuwały moment nadejścia zmroku. A rankiem pełnym entuzjazmem witały słońce coraz wcześniej i wcześniej.



W styczniu biegłam rozmyślając o nagrodzie w postaci ciepłego kakao i garści prażonych orzechów, które krzepiły i przyjemnie rozgrzewały po zimnym dniu. Dodając błogości wciąż jeszcze długim i ciemnym wieczorom spędzonym w miekkim kocu z ciekawą książką...

Biegałam po to wszystko, bo po prostu daje mi to radość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz